Praca nad trzecim i jednocześnie ostatnim już numerem The Blade & Chalice, którego głównym motywem jest „Seksualność & biegunowość”, okazała się dla mnie szczególnie interesująca. Nie bez przyczyny, skoro zmagałam się z pytaniami tej natury już od dnia mojego pierwszego kontaktu ze zorganizowanym pogaństwem w 1981 roku — wtedy właśnie odkryłam Wiccan Church of Canada (WCC). Nigdy przedtem nie stanowiło to dla mnie wyzwania, ponieważ kwestie płciowe nie są aż tak wyraźne w samotnej praktyce, a kilka książek, które wtedy przeczytałam, nie podejmowało zagadnień biegunowości w jakiś szczególnie istotny sposób. Był to więc dla mnie lekki szok, gdy dowiedziałam się, jak wielką wagę zwykli przywiązywać do niej w Rzemiośle inni praktykujący. Założyciele WCC wywodzili się przecież, w przeważającej mierze, ze środowiska gardneriańskiego. Jednak z biegiem czasu mieli oni ostatecznie stworzyć własną tradycję, znaną jako Oddysean Wicca.
Nie raz zastanawiam się, czy Rzemiosło pociągałoby by mnie równie mocno, gdybym w pierwszej kolejności sięgnęła po książki Janet i Stewarta Farrarów, a nie Sybil Leek i Starhawk. Ponieważ, z punktu widzenia wielu z nas, biegunowość jest centralną kategorią w wiccańskiej teologii, rzeczy, które początkowo przyciągnęły mnie do Rzemiosła, okazały się nie mieć z nim w rzeczywistości nic wspólnego! Ponadto, gdy po raz pierwszy natknęłam się na koncepcje polaryzacji, zdawały mi się zupełnie obcymi pomysłami, nie mającymi praktycznie nic wspólnego z tym, czego doświadczyłam, a czemu nadałam nazwę „wicca”.
Sprawy nie ułatwiał jeszcze jeden szczegół: wszystko to działo się w czasie, gdy dopiero zaczynałam mierzyć się z pytaniami dotyczącymi seksualności w moim własnym życiu. Powoli docierało do mnie, że osiemnastoletnia kobieta, która nie wykazuje najmniejszego zainteresowania płcią przeciwną nie stanowi powszechnej normy. Co więcej, moje relacje z przyjaciółkami okazywały się znacznie intensywniejsze od ogólnie przyjętego wzorca. Wszystko to zdawało się mówić, że jest w nim coś, co domaga się bycia odkrytym. Musiało minąć półtora roku, bym wreszcie ujawniła się jako lesbijka. Jednak nawet w tych najwcześniejszych, „niezdeklarowanych” czasach, miałam już przeczucie, że to, co nazywano biegunowością — a co stanowiło dla mnie nowość — przyprawi mnie jeszcze o ból głowy ( i to nie jeden).
Co prawda wówczas w WCC działało kilku gejów i kilka lesbijek, ale przez większość czasu starali się nie rzucać w oczy. Była też garstka ostentacyjnych homofobów, z których jeden okazał się we mnie zauroczony i pewnie dlatego uznał, że jego świętym obowiązkiem będzie uratowanie mnie od mojej seksualnej niestabilności i wprowadzenie w cudowny świat heteroseksualnej rozkoszy, niezależnie od tego, czy chcę jego pomocy, czy nie. W rzeczywistości osoba, o której mowa, była najgorszą reklamą heteroseksualności, jaką można sobie wyobrazić. Ta ciągła konieczność odpędzania się od niego najprawdopodobniej przyczyniła się do szybkiego tempa mojego wyjścia z szafy — i to bardziej, niż mógłby to kiedykolwiek zrobić Dianiczny Wielki Rytuał w kręgu klonów Winony Ryder, z których każdy jest „odziany w niebo”.
Wracając do tematu: większość rzeczywistego kapłaństwa WCC nie miała żadnego problemu z gejami i lesbijkami, a niektórzy z nich byli wręcz bardzo wspierający. Jednak wciąż funkcjonowały w Kościele praktyki, które uważałam za obce. W szczególności było to błogosławieństwo wina, dokonujące się podczas większości publicznych rytuałów, odmiana „symbolicznego Wielkiego Rytuału”, jak to się czasem nazywa. Kończyło się ono słowami:„Czym athame jest dla mężczyzny, tym kielich jest dla kobiety… Nie ma bowiem na całym świecie większej mocy niż siła mężczyzny i kobiety, połączonych więzami miłości”. Mimo że arcykapłanka WCC, Tamara James, zwróciła uwagę — kiedy ją o to zapytałam — że ostatnia linijka „nie zakłada, iż nie istnieje równa moc”, to było jasne, że wciąż uzasadnia to racje „fobów” wszelkim maści. „To właśnie athamé jest wkładany do kielicha, kochanie, a nie język” — usłyszałam niegdyś od mojego niedoszłego zalotnika.[1]Kiedy powiedziałam Tamarze o tym komentarzu, stwierdziła, że będzie musiała zrobić specjalne małe athamé w kształcie języka specjalnie dla niego.
Odczuwana przeze mnie nieprzystawalność mojej własnej teologii i praktyki rytualnej do tego, z czym spotykałam się się w WCC, doprowadziła w końcu do mojego odejścia z grupy w połowie lat 80., co pociągnęło za sobą eksplorację innych pogańskich ścieżek. Utrzymywałam kontakt z różnymi Dianitkami i samozwańczymi „radykalnymi poganami”. Jednakże pomimo iż uważałam, że polityka i światopogląd tych grup są bardziej zgodne z moimi, wydawało mi się, że wciąż czegoś tam brakuje. Rytuały nieraz okazywały się nieuporządkowane i nieprzemyślane, a mnie przecież zależało na tym, by oprzeć się na istniejącej tradycji oraz autorytecie doświadczonych starszych, którzy udzieliliby mi wskazówek i pomocy. Wyglądało na to, że na poziomie duchowym po prostu nie pasowałam do tego rodzaju lewicowej, eklektycznej wicca — do której skłaniała mnie moja polityka — ani do separatystycznego dianizmu. Nagle WCC zaczęło w moich oczach zyskiwać w porównaniu z tymi grupami. Tak więc, kilka lat po moim odejściu, powróciłam do Sistrum, — kobiecej grupy WCC. Żadnych otwartych kręgów, obiecałam sobie, żadnych mieszanych grup studenckich. Tylko Sistrum, gdzie środowisko składające się wyłącznie z kobiet sprawiało, że pytania o biegunowość nie były tak naprawdę problemem.
Z początku byłam naprawdę szczęśliwa. Zawsze kochałam Sistrum, a ponowne wystawienie na silne, skupione, potężne rytuały, które prowadził ktoś, kto naprawdę wiedział, co robi, było czystą błogością. Jednak wraz z biegiem czasu wzrosło moje zapotrzebowanie.Przed moim odejściem uczyłam się pod okiem nauczycieli z zamiarem stania się w końcu inicjowaną i czułam silną potrzebę, by ponownie poważnie studiować Rzemiosło. Jednak oznaczało to konieczność rozprawienia się raz na zawsze z kwestią polaryzacji. Nie możesz być inicjowana do tradycji ufundowanej na biegunowości, nie mając do czynienia z biegunowością, a jeśli właśnie to była ta ścieżka, którą zamierzałam podążać, musiałam znaleźć sposób na radzenie sobie z nią, który okazałby się dla mnie wygodny. Musiał to więc być sposób, który nie był uzależniony od fizycznej płci i seksualności.
Nigdy nie miałam problemu z biegunowością w sensie metafizycznym. Moje niezwykle eklektyczne religijne wychowanie (w końcu dorastałam w latach 60.) obejmowało w dużej mierze taoizm i zawsze uważałam dualizm yin-yang za bardzo sugestywny. Naprawdę nie miałam problemu z postrzeganiem ostrza i kielicha jako zachodniego odpowiednika wizerunku Tao. Lubiłam palić na ołtarzu czarno-białe świece. W rzeczywistości było coś w tej szczególnej różnorodności biegunowości, co okazało mi się bliskie. Mówiła o równowadze, integracji, całości i wyróżniała się w przeciwieństwie do wrogiego dualizmu, który charakteryzuje teologię chrześcijańską i większość myśli zachodniej, w której gdziekolwiek istnieje para przeciwieństw, są one postrzegane jako skonfliktowane, z jednym postrzeganym jako dobre, a drugim — jako złe.
Właściwie zastanawiałam się, czy brak jakiejkolwiek koncepcji biegunowości był jedną z rzeczy, które nie były dla mnie satysfakcjonujące podczas moich spotkań z Dianitkami i radykalnymi poganami; czy z braku jakiejkolwiek koncepcji integracyjnego dualizmu powrócili do wrogiego dualizmu dominującego społeczeństwa i odpowiadającego mu uproszczonego światopoglądu, demonizując z jednej strony mężczyzn, a z drugiej każdego, kto nie był radykalnym poganinem. Nadal nie czułam się dobrze z pojęciem biegunowości opartym na płci, wspólnym dla WCC i większości „brytyjskiej tradycyjnej” wicca, ale zaczynałam odczuwać, że być może istnieje coś pośredniego, a praca z WCC była właśnie drogą ku odkryciu tego.
Kiedy po raz pierwszy od kilku lat uczestniczyłam w otwartym kręgu, z radością stwierdziłam, że podczas mojej nieobecności nastąpiły zmiany. Większość ludzi, z którymi miałam wcześniej problemy, odeszła, a nowe pokolenie gejów i lesbijek było znacznie bardziej otwarte. W rzeczywistości każdy, kto przychodzi teraz do otwartych kręgów z homofobicznym nastawieniem, zmuszony jest albo zmienić swój sposób myślenia, albo odejść. Pracując w grupie studenckiej, w której było kilku gejów, odkryłam, że odprawienie rytuału z męskim kapłanem nie było tak uciążliwe, jak się tego obawiałam. W końcu też, w czerwcu 1990 roku, została inicjowana na kapłankę.
Z dzisiejszej perspektywy uważam, że niesławna homofobia tradycyjnej wicca nie jest tak wielka, jak wielu ludziom się wydaje, choć z pewnością nie jest tylko legendą. To zjawisko rzeczywiście ma miejsce, ale szczerze wątpię, aby w tym momencie było tak szeroko rozpowszechnione. Jednak większość przypadków użycia polaryzacji w rytuale jest nadal typowa dla chłopców i dziewcząt, a geje i lesbijki wiccanie – a także inni, którzy wolą pracować w grupach tej samej płci oraz samotnie praktykujący – stają przed wyjątkowym wyzwaniem, z którym muszą się zmierzyć, jeżeli chcą znaleźć alternatywne sposoby radzenia sobie z tą koncepcją.
Jedną z prac o niemałym znaczeniu dla rozmyślań nad biegunowością metafizyczną jest Punkt zwrotny Fritjofa Capry. Capra, jako fizyk, analizuje dualizm Yin-Yang, kładąc fundamenty pod omówienie problemu fizyki kwantowej i fundamentalnie dualnej natury materii:
„Chińscy filozofowie uważali rzeczywistość, której ostateczną istotę nazywali tao, za proces nieprzerwanego przebiegu i zmian. Według nich, wszelkie zjawiska, które obserwujemy, uczestniczą w tym kosmicznym procesie, są zatem dynamiczne ze swojej najgłębszej natury. […] W tej chińskiej teorii wszystkie przejawy tao stanowią rezultat dynamicznego współoddziaływania dwóch wzorcowych biegunów, które są związane z wieloma wyobrażeniami przeciwieństw, zaczerpniętymi z przyrody i z życia społecznego. Nam, ludziom z Zachodu, bardzo trudno zrozumieć jedną ważną rzecz, mianowicie, że owe przeciwieństwa nie należą do różnych kategorii, lecz stanowią krańcowe bieguny jednej i tej samej całości. Nic nie jest tylko jin lub tylko jang. Wszystkie zjawiska występujące w przyrodzie są przejawami ciągłej oscylacji między dwoma biegunami; wszystkie zmiany następują stopniowo, w procesie nieprzerwanego postępu. Naturalnym porządkiem jest porządek dynamicznej równowagi między jin i jang.”[2]Fritjof Capra, Punkt zwrotny, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, s. 61-62.
Capra ostrzega nie tylko przed narzucaniem zachodnich koncepcji dobra i zła na biegunowość yin-yang, ale także przed ograniczającym łączeniem ich z fizjologiczną męskością i kobiecością:
„Od zarania chińskiej kultury jin kojarzono z rodzajem żeńskim, jang zaś z męskim. Bardzo trudno ocenić dziś pierwotny sens tego skojarzenia ze względu na jego reinterpretacje i zniekształcenia w późniejszych, patriarchalnych wiekach. W biologii człowieka cechy męskie i żeńskie nie są skrupulatnie rozdzielone, lecz występują u osobników obu płci w różnych proporcjach. Analogicznie, starożytni Chińczycy wierzyli, że wszyscy ludzie, mężczyźni i kobiety, jednakowo przechodzą przez fazy jin i jang. Osobowość każdego mężczyzny i każdej kobiety nie jest jakąś statyczną całością, lecz dynamicznym zjawiskiem wynikającym z wzajemnego oddziaływania elementów kobiecych i męskich.”[3]Tamże, s. 63.
Nie ulega wątpliwości, że chińska polaryzacja yin-yang w żadnym wypadku nie jest dokładnie taka sama, jak polaryzacja wiccańskiego Boga i Bogini. Yin i yang to abstrakcyjne koncepcje, bieguny mocy — ale nie bóstwa. Jeśli jednak przyjrzymy się mitologicznym bogom i boginiom, odkryjemy, że nie są one w żadnym wypadku wyłącznie męskie lub żeńskie w swoich atrybutach, ale uczestniczą w tej samej grze przeciwieństw, która tworzy ludzką indywidualność. Boginie, takie jak Atena, Sekhmet i Morrigan, mają wiele cech, które uważamy za męskie, podczas gdy bogowie tacy jak Dionizos, Ptah i Frey mają pewne wyraźnie kobiece własności. Jednym z kluczowych paradoksów wiccańskiej teologii jest różnica między metafizycznym Bogiem i Boginią jako czystym, archetypowym męskim i żeńskim, a bezpośrednimi, osobowymi bogami i boginiami, z którymi mamy do czynienia w rytuale, których indywidualne osobowości są tak złożone, jak u każdego człowieka (jeśli nie znacznie bardziej).
Wśród tych indywidualnych bóstw znajdujemy wiele różnych dynamik, wiele różnych przykładów, w których dwa bóstwa pięknie odzwierciedlają zrównoważone przeciwieństwa, czy to Artemida i Apollo jako księżyc i słońce, Thoth i Maat jako logika i intuicyjna mądrość, czy Hades i Persefona jako śmierć i odrodzenie. Różnorodność poszczególnych bóstw sprawia jednak, że nie wszystkie zrównoważone pary są męsko-żeńskie. Z pewnością jednym z najbardziej sugestywnych i najszerzej dyskutowanych par mitycznych jest połączenie jasnego, racjonalnego, słonecznego Apollo i ciemnego, ekstatycznego, chtonicznego Dionizosa.
Inna para, którą uważam za bardzo potężną, to egipskie boginie Hathor i Sekhmet, które w Tekstach Piramid są przedstawione jako dwa aspekty tej samej Bogini, choć historycznie pochodzą one z zupełnie innych obszarów Egiptu. Hathor jest krowio-głową boginią miłości, radości i śmiechu ukoronowaną księżycem, którą Grecy przyrównali do Afrodyty, a w jej starszym aspekcie jest pierwotną Matką. Z drugiej strony Sekhmet z głową lwa uosabiała niszczycielski aspekt Słońca i nieraz była też surowym egzekutorem boskiej sprawiedliwości. Razem uosabiają wiele biegunowości: światło i ciemność, księżyc i słońce, miłosierdzie i surowość, narodziny i śmierć.
W micie Adonisa Afrodyta i Persefona tworzą biegunowość życie-śmierć jako kochankowie pięknej młodości, która umiera i odradza się każdego roku. W innym micie o umierającym bogu, sumeryjskie boginie siostrzane Inanna i Erishkigal tworzą podobną, symboliczną parę. I oczywiście sama wiccańska tradycja ma Królów Ostrokrzewu i Dębu lub mrocznych i jasnych Panów, którzy między sobą obracają Koło Roku.
W mitologii jest niewiele par wyraźnie gejowskich lub lesbijskich, a status tych, które istnieją, zwykle znajduje się między bóstwem a śmiertelnikiem. Prawie wszyscy, których znam, pochodzą z mitologii greckiej: Zeus i Ganimedes, Apollo i Hiacynt, Artemida i Callisto, i wydaje mi się, że zarówno Pan, jak i Dionizos miewali od czasu do czasu męskich kochanków, a w dodatku ten drugi miał upodobanie do transwestytyzmu. Jedyny nie grecki przykład, jaki przychodzi mi do głowy, to sumeryjski Gilgamesz i Enkidu, których czasami przedstawia się jako przyjaciół, a czasami jako kochanków. Oczywiście zadanie komplikuje fakt, że znaczna część mitologii, którą posiadamy, sprowadza się do nas za pośrednictwem chrześcijańskich źródeł, które mogły ocenzurować te elementy, które uznano za moralnie rażące.
Istnieje wiele innych par jednopłciowych, które ucieleśniają sugestywne przeciwieństwa, do których mogą się zwrócić ci, którzy pragną dynamiki biegunowości wolnej od heteroseksualnych wyobrażeń. Większość z nich nie jest przedstawiana jako kochankowie, ale czy to w ogóle istotne? Myślę, że nie. Chociaż tradycyjny obraz Boga i Bogini jako kochanków bardzo dobrze sprawdza się w potwierdzaniu komplementarności ich dwoistości, nie sądzę, by był to jedyny sposób. Teologicznie ważne nie jest życie seksualne Bogów, ale symboliczne znaczenie ich mitycznych natur.
Jeżeli o to chodzi, istnieje wiele par przeciwnej płci, które nie są kochankami, które są bardzo odpowiednie dla tych, którym nie przeszkadza praca z bóstwami obu płci, ale nie podoba im się sugestia, że biegunowość mężczyzny i kobiety musi zawsze być relacją seksualną . Apollo i Artemida, o których wspomniałem powyżej, są bratem i siostrą, a do pracy uzdrawiającej bardzo odpowiednia jest para ojciec-córka Asklepios i Iaso. Izyda i dziecko-Horus to tylko jedna z wielu mitologicznych par matka-syn, które ułatwiły wczesnemu kościołowi chrześcijańskiemu wprowadzenie obrazu nowonarodztnego Chrystusa w ramionach Maryi.
Koncepcja pozbawionej seksualności biegunowości męsko-żeńskiej jest całkiem odpowiednia również w rytuale. Nie ma powodu, dla którego gej lub lesbijka nie mogliby wygodnie pracować z kapłanem/ką płci przeciwnej, pod warunkiem, że mają podobne rozumienie przepływów energii. Istnieje jednak potencjalny problem w przypadku mieszanej pary homoseksualnej i heteroseksualnej, ponieważ osoby heteroseksualne są przyzwyczajone do doświadczania polaryzacji na poziomie seksualnym, w przeciwieństwie do gejów i lesbijek, i jeśli para nie jest bardzo przyzwyczajona do wspólnej pracy, partner heteroseksualny może sięgać po kontakt na poziomie, którego nie ma u drugiego, tworząc w ten sposób nierównoważne napięcie.
Nie jestem jeszcze do końca pewna, czy geje i lesbijki naprawdę mają kategorycznie inny rodzaj energii niż osoby heteroseksualne. Z pewnością niektóre kultury w to wierzyły; obecność szamanów-gejów i szamanek-lesbijek wśród niektórych narodów rdzennych Amerykan jest dobrze znana. W rzeczywistości określenie „homoseksualiści” znane jest w niektórych kulturach rdzennych jako „ludzie o dwóch duszach”, z przekonania, że mamy w sobie zarówno męskiego, jak i żeńskiego ducha.
Moje własne doświadczenie w pracy z kapłanami gejami, szczególnie z tymi, którzy pracują wyłącznie z grupami homoseksualnych mężczyzn, polega na tym, że wydają się oni działać prawie jak akumulatory męskiej energii, przechowując ją jak baterie, a ponieważ dużo pracuję z Sistrum i z solowym rytuałem skupionym na Bogini, mam odpowiednią intensywność po kobiecej stronie. Błogosławieństwo wina między mną a homoseksualnym kapłanem jest prawie takie, jak spotkanie dwóch narodów; chociaż może brakować w nim związku seksualnego pary heteroseksualnej, „lżejszy” kontakt jest z nawiązką rekompensowany przez intensywność skupienia po obu stronach. Oczywiście, dwóch homoseksualnych kapłanów lub dwie kapłanki lesbijki może czerpać z dynamiki seksualnej sposób, w jaki heteroseksualna para pracująca może, nawet jeśli nie są zaangażowani seksualnie, chociaż to, jak dobrze manifestują dwa bieguny energii, będzie zależeć od zaangażowanych osób. Przez jakiś czas prowadziłam lesbijski kowen o nazwie Sapphire i w tym kontekście wydawało się właściwe pracować z inną kapłanką, a nie z jedną kapłanką prowadzącą samodzielnie rytuał, jak to zwykle bywa z Sistrum. W końcu w Sapphire skupiono się nie na kobietach-bez-mężczyzn, ale kobietach-z-kobietami. Eksperymentowaliśmy tam z różnymi podejściami do polaryzacji żeńsko-żeńskiej, od Jasnej Bogini versus Ciemnej Bogini, do faktycznego użycia standardowej pary Bóg-Bogini, ale z kapłanką, która była bardzo dobra w manifestowaniu „męskiej” energii reprezentującej Boga. Sapphire nie przetrwał zbyt długo, ale wiele się nauczyłam pracując z tą grupą — doświadczenie tego, jak wyglądać może oparty na klasycznej binarności rytuał z perspektywy heteroseksualnej było jednym z najbardziej znaczących.
Moje doświadczenia z Sapphire sprawiły, że pomyślałam o kilku innych rzeczach. Jedną z nich był fakt, że oprócz tego, że wybraliśmy inny styl rytualnej pracy, grupa tak naprawdę nie czuła się tak różna od Sistrum. Wydawało się to dużym kontrastem do wszystkiego, co słyszałem od moich homoseksualnych przyjaciół płci męskiej na temat różnic między grupami gejów a grupami o mieszanej orientacji, ale w przeważającej mierze heteroseksualnych, które pojawiały się od czasu do czasu w społeczności (zwykle z powodu mężczyzn próbujących zabić nudę, podczas gdy ich dziewczyny były w Sistrum).
Słyszałam niegdyś teorię, głoszącą, że kobiety przeciętnie schodzą bliżej środka skali Kinseya, podczas gdy mężczyźni są bardziej skoncentrowani na obu końcach; innymi słowy, kobiety są z natury bardziej biseksualne, podczas gdy w przypadku mężczyzn przepaść między gejem a hetero jest znacznie większa. Jeśli to prawda, wyjaśniałoby to, dlaczego magiczna energia grup gejów i heteroseksualnych mężczyzn miałaby tak inny charakter, podczas gdy energia grup kobiet może pozostać bardziej stała. Z pewnością pasowałoby to do faktu, że nawet najbardziej heteroseksualne kobiety wydają się być ze sobą całkiem swobodnie fizycznie, pozbawione zahamowań w wyrażaniu uczuć, które tak często można znaleźć wśród heteroseksualnych mężczyzn.
Inną rzeczą, o której zaczęłam myśleć po moich doświadczeniach z Sapphire, była idea, że być może cała seksualność opiera się w pewnym stopniu na biegunowości. To, że dwie osoby mają tę samą konfigurację genitaliów, nie oznacza, że nie będzie między nimi wielu innych różnic w ciele, umyśle i duchu. I tak często wydaje się, że to różnice bardziej niż podobieństwa sprawiają, że seksualne spotkania i związki są interesujące.
W imię wspierania równości, ruch feministyczny zamiast tego erotyzował identyczność i uczynił uznawanie różnic między kobietami politycznie podejrzanymi. Wiele ortodoksyjnych feministek patrzy z pogardą na heteroseksualność, ponieważ opiera się na różnicach, co czyni ją z natury nierówną. Lesbijstwo było postrzegane jako wielki wyrównywacz, szczególnie w latach siedemdziesiątych. Ale nijakie siostrzeństwo lat 70. okazało się niesatysfakcjonujące dla wielu kobiet, a lata 80. przyniosły wiele wyzwań dla feministycznych dogmatów seksualnych – nie tak mało z nich, co ciekawe, polegało na odzyskaniu naszych różnic.
Odgrywanie ról Butch-femme, które było szeroko rozpowszechnione w prefeministycznych społecznościach lesbijskich, umocniło się z nawiązką. W ciągu ostatnich 20 lat przeszło od niewypowiedzianego tabu do radykalnego szyku i po prostu kolejnej seksualnej/romantycznej opcji, potępionej tylko przez najbardziej dogmatyczne feministki w duchu lat 70.[4]Więcej informacji na temat dynamiki butch-femme w społeczności lesbijskiej można znaleźć w The Persistent Desire: A Femme-Butch Reader, red. Joan Nestle, Alyson Publications, Boston 1992 Bardziej kontrowersyjną polaryzacją seksualną, która pojawiła się w społeczności lesbijek, jest sadomasochizm. I chociaż z pewnością nie jest to forma pasująca do wszystkich, dominujące-uległe bieguny S/M są bardzo interesujące z magicznego punktu widzenia, ponieważ odzwierciedlają niektóre atrybuty związane z dualizmem yin-yang: pasywny/aktywny, agresywny/responsywny — nawet okultystyczna maksyma „jako w górze, taki na dole” przejawia się w terminach najczęściej używanych dla ról seksualnych S/M: „top” i „bottom” [dosłownie „góra” i „dół”, czyli angielskie określenia partnera aktywnego i pasywnego — uwaga tłumacza]. Praktycy S/M rozumieją również zasadniczą komplementarność i wymienność dwóch biegunów mocy:
Uproszczeniem byłoby mówienie o wymianie erotycznej tak, jakby płynęła wyłącznie w jednym kierunku. Każda strona ma wiele poziomów zarówno pozornej, jak i rzeczywistej mocy. W seksualnym S/M wymiana jest wzajemna, obie strony dają i odbierają erotyczną intensywność. Dla przykładu: zaufanie i otwartość pasywnego partnera jest ciągłym stymulantem dla aktywnego, nawet jeśli to pasywny jest dominowany. Wymiana erotyczna i moc zawsze zataczają pełny krąg.[5]Juicy Lucy, „If I Ask You to Tie Me Up, Will You Still Want to Love Me?” [w:] Coming To Power: Writings and Graphics on Lesbian S/M, red. Samois, Boston 1981. Po więcej informacji na … Continue reading
Geje nigdy nie obawiali się różnic. Rozpowszechnienie S/M, gender play oraz erotyzacja różnic klasowych, rasowych i wiekowych sprawiły, że wiele lesbijek wystąpiło przeciwko gejom jako politycznie zacofanym, jednocześnie jednak zazdroszcząc im po kryjomu swobody i braku seksualnych ograniczników. Myślę, że wzrost zainteresowania S/M i odgrywaniem ról butch-femme był dla lesbijek sposobem na odzyskanie własnych różnic i rozpoczęcie odkrywania polaryzacji seksualnych w sposób całkowicie niezależny od płci fizycznej. I jako takie, rzeczy te zasługują na bezstronną analizę ze strony lesbijskich wiccanek oraz każdego, kto jest zainteresowany nowymi i odmiennymi podejściami do polaryzacji.
Ostatecznie jednak, przynajmniej mojej ocenie, polaryzacja całkowicie przekracza seksualność. Seks może być jej przejawem, ale ona sama nie jest z natury oparta na seksie, ani nawet na bóstwie w sensie antropomorficznym. Gdybym miała wybrać jeden obraz, który najtrafniej ucieleśnia pierwotny akt stworzenia, który widzę w postaci błogosławieństwa wina, byłby to następujący obraz z „Evolutionary Remembering” Johna Seeda Thinking Like A Mountain:
„Trzecia planeta od Słońca, nasza własna Ziemia, powstała około 4,5 miliona lat temu. Ziemia była wtedy skałą i kryształem, pod którą płonęły ogromne ognie. Cięższa materia, jak żelazo, opadła do środka, podczas gdy lżejsze elementy wypłynęły na powierzchnię, tworząc granitową skorupę. Ciągła aktywność wulkaniczna przyniosła bogate zasoby minerałów i podniosła łańcuchy gór. Potem, około 4 miliardy lat temu, gdy temperatura spadła poniżej temperatury wrzenia wody, zaczął padać deszcz. Gorący deszcz powoli rozpuszczał skały, na które spadł, a morza zamieniły się w rzadką słoną zupę zawierającą podstawowe składniki niezbędne do życia. Wreszcie piorun zapłodnił tę molekularną zupę i rozpoczęła się przygoda z biologią. Narodziła się pierwsza komórka. Byłeś tam ty. Byłam tam ja. Ponieważ każda komórka w naszym ciele pochodzi z tego wydarzenia, łącząc się z nim w nieprzerwanym łańcuchu. Poprzez tę komórkę, naszego wspólnego przodka, jesteśmy spokrewnieni z każdą rośliną i zwierzęciem na Ziemi.”[6]John Seed, Joanna Macy, Pat Fleming, Arne Naess, Thinking Like A Mountain: Towards A Council Of All Beings, Philadelphia 1988, s. 46-47.
Dla mnie to jest właśnie prawdziwy Wielki Rytuał, którego wszystkie inne akty, seksualne lub nie, są jedynie symbolicznymi. Ten moment uderzenia pioruna w pierwotne morze, stwarzający pierwszy żywy organizm, jest tym, co widzę, gdy ostrze athamé dotyka powierzchni wina.
Cała symbolika seksualna Rzemiosła jest na swoim najgłębszym poziomie tym właśnie — symboliką. Athamé nie reprezentuje penisa, ani kielich pochwy; reprezentują siły natury, które mogą być – ale niekoniecznie muszą — reprezentowane także przez te organy. Istnieje wiele przeciwieństw ucieleśnionych między dowolnymi dwoma bóstwami, między dowolnymi dwoma jednostkami, w naturze i w każdym z nas, na każdym poziomie, aż do samych komórek naszego ciała.
Wydaje mi się, że końcowe słowa Pouczenia Bogini nigdy nie były bardziej trafne:
Jeśli tego, czego szukasz, nie odnajdziesz wewnątrz siebie, to nigdy nie znajdziesz tego na zewnątrz, bo oto byłam z tobą od początku i jestem tym, co osiągane na końcu pożądania.[7]Pouczenie Bogini, tradycyjny wiccański tekst opublikowany w The Witches’ Way: Principles, Rituals and Beliefs of Modern Witchcraft Janet i Stewarta Farrarów, Phoenix 1984 oraz wielu innych … Continue reading
Tłumaczenie: Velkan Morningstar
Redakcja: Miłosz
Przypisy:
↑1 | Kiedy powiedziałam Tamarze o tym komentarzu, stwierdziła, że będzie musiała zrobić specjalne małe athamé w kształcie języka specjalnie dla niego. |
---|---|
↑2 | Fritjof Capra, Punkt zwrotny, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, s. 61-62. |
↑3 | Tamże, s. 63. |
↑4 | Więcej informacji na temat dynamiki butch-femme w społeczności lesbijskiej można znaleźć w The Persistent Desire: A Femme-Butch Reader, red. Joan Nestle, Alyson Publications, Boston 1992 |
↑5 | Juicy Lucy, „If I Ask You to Tie Me Up, Will You Still Want to Love Me?” [w:] Coming To Power: Writings and Graphics on Lesbian S/M, red. Samois, Boston 1981. Po więcej informacji na temat S/M, które zawierają pewne wyraźnie pogańskie punkty widzenia, zob. Leatherfolk: Radical Sex, People, Politics & Practise, red. Mark Thompson, Boston 1991. Ta znakomita antologia zawiera wypowiedzi praktyków wszystkich płci i orientacji. |
↑6 | John Seed, Joanna Macy, Pat Fleming, Arne Naess, Thinking Like A Mountain: Towards A Council Of All Beings, Philadelphia 1988, s. 46-47. |
↑7 | Pouczenie Bogini, tradycyjny wiccański tekst opublikowany w The Witches’ Way: Principles, Rituals and Beliefs of Modern Witchcraft Janet i Stewarta Farrarów, Phoenix 1984 oraz wielu innych dziełach. |