Kiedy człowiek Zachodu wkroczył w dwudziesty wiek wydawało się, że okres wiary w gusła, bożki, czy inne zabobony ma już ostatecznie za sobą. Edukacja stawała się coraz bardziej powszechna. Rozwijała się też nauka, której osiągnięcia racjonalizowały (a często wręcz dyskredytowały) działanie magii, czy wszelkich przejawów sacrum.
Tak by się mogło wydawać, na pierwszy rzut oka. Paradoksalnie jednak, owa racjonalna dwudziestowieczna Europa stała się areną największego w swej dotychczasowej historii rozkwitu zainteresowań okultyzmem i mistycyzmem. Dwudziesty wiek był również stuleciem odrodzenia religii pogańskich. Podjęte zostały próby rekonstrukcji tych już dawno wymarłych, jak asatru (kult skandynawskich Asów), polskie rodzimowierstwo (kult Światowida) czy kult bogów greckich. Została też upubliczniona wiedza o tych, które jakoby miały przetrwać w schrystianizowanej Europie (angielska „wicca”, czy litewska romuva).
Co leży u korzeni tego fenomenu? Dlaczego dwudziestowieczny Europejczyk żyjący w coraz bardziej racjonalnym, stechnicyzowanym i wyedukowanym społeczeństwie nie tylko nie utracił wiary w czary, duchy, demony czy bożki, lecz rozwinął ją i rozpowszechnił na niespotykaną od kilkuset lat, w tej części świata, skalę?
Przyczyn podobnego stanu jest według mnie kilka. Należą do nich przede wszystkim ostateczne oddzielenie Kościoła chrześcijańskiego od państwa oraz idea tolerancji światopoglądowej, a co za tym idzie religijnej, które zostały usankcjonowane przez ustawy zasadnicze niemal wszystkich europejskich krajów. Z pewnością nie bez znaczenia były też, wbrew pozorom, wspomniana wcześniej powszechna edukacja oraz związany z nią rozwój rynku księgarskiego, które umożliwiły szerszym niż kiedykolwiek wcześniej kręgom odbiorców kontakt z literaturą dostępną jak dotąd jedynie nielicznym. W późniejszym czasie rolę propagatora kultów pogańskich i szeroko pojętego okultyzmu przejęły też media – gazety, kino, a później i telewizja.
Ważnym czynnikiem była też w tym przypadku postępująca industrializacja, która zmieniła nie tylko dotychczasowe relacje społeczne, lecz i krajobraz ówczesnej Europy. Wydaje mi się bowiem, że wiele kultów, które rozwinęły się w dwudziestym wieku bardzo silnie odwoływało się do idei dawnych, lepszych czasów, w których to życie miało być spokojniejsze, prostsze, bliższe naturze.
Podstawy odrodzenia pogaństwa i rozkwitu zainteresowania okultyzmem zaczęły powstawać natomiast już sto lat wcześniej – w romantyzmie, który idealizował religie pogańskie oraz kultywował wiarę w magię, w świat duchów i demonów. Prekursorem tego nurtu był chociażby szkocki poeta James Macpherson (1736 – 1796), który zasłynął przede wszystkim jako wydawca tzw. „Pieśni Osjana”, rzekomo autorstwa średniowiecznego barda, których to rękopis miał odkryć i przetłumaczyć na angielski. Co oczywiste, od samego początku istniały wątpliwości, co do autentyczności owych pieśni. Ostatecznie powołano nawet specjalną komisję, która po gruntownym przebadaniu tekstów orzekła, że powstały one na podstawie popularnych fragmentów ludowych legend szkockich. Orzeczenie to, co jest dość symptomatyczne, nie wpłynęło bynajmniej na popularność „Pieśni Osjana”. Nieprzypadkowo przytaczam teraz przykład akurat tego poety. Problem autentyczności, określanych często mianem „starożytnych,” manuskryptów prezentowanych w licznych dwudziestowiecznych lożach okultystycznych, bądź odnajdywanych w tajemniczych okolicznościach świętych tekstów religii pogańskich jest dość powszechny.
W 1899 roku amerykański dziennikarz i ceniony badacz włoskiego folkloru Charles Godfrey Leland opublikował swoje najbardziej wpływowe i zarazem kontrowersyjne dzieło noszące tytuł „Aradia, czyli Ewangelia Czarownic” („Aradia, or the Gospel of the Witches”). Zaprezentował on w nim teksty przekazane mu przez poznaną w 1886 roku w Toskanii tajemniczą Maddalenę.
Czarownictwo przedstawione w „Aradii, czyli Ewangelii Czarownic” nie było wcale satanistyczną sektą znaną, chociażby z kontrowersyjnego „Malleus Maleficarum” opublikowanego w 1487 roku przez dwóch dominikańskich inkwizytorów Jacoba Sprengnera i Heinricha Kramera, lecz pogańskim kultem płodności czczącym boginię nocy Dianę i boga światła noszącego imię Lucyfer. Ów punkt widzenia, jakkolwiek kontrowersyjny, nie był jednak wcale aż tak nowatorski. Już w 1828 roku niemiecki profesor kryminalistyki na Uniwersytecie Berlińskim Karl Ernst Jarke po przeanalizowaniu materiałów dowodowych z siedemnastowiecznych procesów czarownic doszedł do wniosku, że czarownictwo było tak naprawdę pogańską religią, prześladowaną i szkalowaną przez Chrześcijan. W 1839 roku natomiast dyrektor archiwów w Baden Franz Josef Mone rozwinął tę tezę dopatrując się jego korzeni w greckich misteryjnych kultach Hekate i Dionizosa.
Najpopularniejszą dziewiętnastowieczną publikacją na temat czarownictwa stała się jednak „Czarownica” („La Sorciere”) z 1862 roku napisana w przeciągu zaledwie dwóch miesięcy przez słynnego francuskiego historyka Julesa Micheleta. Według Micheleta czarownice czciły boga natury utożsamianego z greckim Panem lub Priapem. Porywająca, poetycka wizja Micheleta bez wątpienia wpłynęła na amerykańską feministkę Matildę Joslyn Gage, która w 1893 roku opublikowała szeroko komentowaną książkę „Kobieta, Kościół i Państwo” („Woman, Church, and State”). Czarownice zostały w niej przedstawione jako kapłanki starożytnego kultu Wielkiej Bogini prześladowane przez mizoginicznych chrześcijan. To właśnie Gage jako pierwsza zaprezentowała przemawiającą do wyobraźni, aczkolwiek nie mającą raczej oparcia w rzeczywistości, liczbę dziewięciu milionów kobiet straconych podczas prześladowań. W nurt utworzony przez powyższe publikacje doskonale wpisuje się koncepcja Starej Religii, La Vecchia Religione, przedstawiona w „Aradii, czyli Ewangelii Czarownic” Lelanda. Jednak zarówno publikacja Lelanda, jak i książki Micheleta i Gage, chociaż głośne, spotkały się z krytycznym przyjęciem świata nauki. Dopiero „Kult czarownic w Europie Zachodniej” („The Witch Cult In Western Europe”) z 1921 roku i „Bóg czarownic” (The God of the Witches”) z 1933 cenionej egiptolożki dr Margaret Alice Murray sprawił, że teorie na temat pogańskich korzeni, uważanych dotąd za satanistyczne, czarowniczych praktyk zostały powszechnie zaakceptowane przez naukowców. Murray udało się przekonać początkowo nawet tych, którzy uważali, że czarownice nigdy tak naprawdę nie istniały, a ich prześladowania były efektem zbiorowej histerii.
Teorie Murray nie wytrzymały jednak próby czasu. Współcześnie uważane są raczej za anachroniczne. Kwestionuje się zwłaszcza metody badawcze przez nią stosowane, przede wszystkim nazbyt selektywne podejście do faktów. Niemniej jednak część naukowców nadal przychyla się do tez prezentowanych w jej pracach. Nie budują oni wprawdzie jej wzorem, karkołomnych teorii o zorganizowanej, ogólnoeuropejskiej religii pogańskiej – rywalce chrześcijaństwa, przyznają jednak, że wiele różnych praktyk, powszechnie przypisywanych czarownicom, mogło rzeczywiście wywodzić się z przedchrześcijańskich kultów płodności. Do naukowców wspierających tę tezę należą, między innymi, amerykański naukowiec z Uniwersytetu Kalifornijskiego Carlo Ginzburg i mimo krytycznego stosunku do dzieł Murray, słynny rumuński religioznawca Mircea Eliade.
Tymczasem w połowie dwudziestego wieku, kiedy, po publikacjach dzieł dr Murray, wydawało się, że o czarownictwie nie da się już powiedzieć nic nowego, ani zaskakującego, w 1954 roku (po zniesieniu w Wielkiej Brytanii ostatnich praw wymierzonych przeciwko czarownicom) światło dzienne ujrzała książka emerytowanego angielskiego urzędnika i antropologa – amatora dr Geralda Brosseau Gardnera nosząca tytuł „Współczesne czarownictwo” („Witchcraft Today”). Gardner od 1939 roku szacowny członek Brytyjskiego Towarzystwa Folklorystycznego, autor cenionej pracy antropologicznej „Keris oraz inne bronie malajskie” („Keris and Other Malay Weapons”, 1936) twierdził w niej, że nie tylko zgadza się całkowicie z tezami dr Margaret Alice Murray (która napisała zresztą przedmowę do jego książki), lecz, że opisany przez nią kult Rogatego Boga śmierci i odrodzenia oraz jego matki i zarazem kochanki, Bogini Księżyca i Magii, przetrwał w ukryciu epokę prześladowań, a sam autor został do niego inicjowany pod koniec lat trzydziestych. Mimo wsparcia ze strony Murray żaden naukowiec nie podszedł poważnie do wyznań Gardnera. Co innego czytelnicy jego książek (Gardner napisał w 1949 fikcyjną powieść o czarownicach „Z pomocą wysokiej magii” („High Magic’s Aid”), a w 1959 roku kontynuację „Współczesnego czarownictwa” zatytułowaną „Znaczenie czarownictwa” „(The Meaning of Witchcraft”). Pod wpływem ich lektury do Gardnera zaczęli zgłaszać się ludzie pragnący przyłączyć się do tajemniczego kultu. Ci najbardziej zdeterminowani zazwyczaj osiągali swój cel. Gardner zaczął dość szybko tworzyć kolejne, tak zwane, koweny czarownic. W 1964 roku pierwszy taki kowen powstał w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. W tym kraju kult ów przeszedł jednak znaczną transformację. W Anglii przyłączali się do niego raczej konserwatywni przedstawiciele klasy średniej. W Stanach Zjednoczonych tymczasem czarownictwo przyciągnęło przede wszystkim feministki, które uczyniły z niego kult Bogini. W 1979 roku ukazała się książka Miriam Simos (tworzącej pod pseudonimem Starhawk) pod tytułem „Spiralny Taniec: Odrodzenie Starożytnego Kultu Wielkiej Bogini” („The Spiral Dance: A Rebirth of the Ancient Religion of The Great Goddess”). Jak dotąd jest to najpopularniejsza na Zachodzie publikacja dotycząca współczesnego czarownictwa – zawierająca nie tylko teorię, lecz przede wszystkim rytuały. Jej sukces zapoczątkował całą serię podręczników dla czarownic – tych pisanych zarówno z feministycznej, jak i bardziej klasycznej perspektywy. Prezentowano w nich rytuały, modlitwy, zaklęcia, porady, jak od podstaw tworzyć koweny. Po pewnym czasie czarownictwo gardneriańskie – z założenia misteryjna, inicjacyjna religia – stało się jedną z wielu odmian czarownictwa. Współcześnie spora część czarownic praktykuje samotnie na podstawie dostępnych w książkach materiałów.
Dwudziestowieczne odrodzenie czarownictwa miało również znaczący wpływ na współczesną sztukę. Twórczość Gardnera i Starhawk posłużyła za inspirację do powstania jednej z najpopularniejszych książek fantasy ubiegłego stulecia – „Mgieł Avalonu” („The Mists of Avalon”, 1981) autorstwa Marion Zimmer Bradley, która to zapoczątkowała cały cykl niezwykle poczytnych powieści o kapłankach Bogini z tajemniczej wyspy Avalon, znajdującej się jakoby kiedyś na terenie dzisiejszego Glastonbury w hrabstwie Somerset. O pogańskich czarownicach pisze też inna amerykańska pisarka – Diana L. Paxson. Na rodzimym gruncie z tematem czarownictwa zmierzył się też Andrzej Sapkowski w trylogii poświęconej przygodom niejakiego Reinmara z Bielawy.
O czarownictwo upomniała się też dziesiąta muza czego efektem był niezwykle popularny, także w Polsce, serial brytyjski „Robin z Sherwood” („Robin of Sherwood”) powstały w latach 1983 – 1985, czy chociażby „Czarodziejki” („Charmed” 1998 – 2006) wyprodukowane przez słynnego Aarona Spellinga. Na srebrnym ekranie spory sukces, przynajmniej kasowy, odniosły „Szkoła czarownic” („The Craft” 1996), „Totalna magia” („Practical Magic” 1998) czy druga część słynnego „The Blair Witch Project” – „Księga Cieni: Blair Witch 2” („Book of Shadows: Blair Witch 2” 2000), w której jedną z głównych bohaterek jest czarownica – poganka.
Poświęciłem czarownictwu tak wiele miejsca nie bez powodu. Starając się pokazać, że we współczesnym społeczeństwie nadal bardzo ważna jest obecność magii, sacrum i rytuału nie sposób było nie skupić się na czarownictwie, które, w przeciwieństwie do licznych lóż okultystycznych bądź niewielkich kultów, jest obecnie jedną z najszybciej rozwijających się religii w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, a które zawiera wszystkie komponenty. Przede wszystkim jest więc misteryjną religią celebrującą w dość rozbudowanych rytuałach cykl narodzin, życia, śmierci i odrodzenia. Jest też religią magiczną, co oznacza, że jej członkowie – niezależnie od wykształcenia, czy środowiska, z którego się wywodzą – czarują. Czym jednak jest według współczesnych czarownic magia? Bardzo trudno jest udzielić na to pytanie jednoznaczną odpowiedź, gdyż współczesne czarownice nie posiadają ujednoliconego systemu wierzeń. To co je łączy to konkretny zestaw praktyk zawartych w tak zwanej Księdze Cieni. Natomiast wszelkie teorie podejmujące się wytłumaczenia przyczyn działania owych rytuałów, czy zaklęć magicznych różnią się często nawet w obrębie jednej niewielkiej grupy. Istnieją czarownice, które uważają, że podczas swych praktyk niejako programują się na osiągnięcie konkretnych efektów. Są też takie, które uważają, że moc magiczna pochodzi od pogańskich bogów, bądź jest formą mistycznej energii, z której zbudowany jest świat, a którą czarownica wykorzystuje praktykując swoją Sztukę.
Sukces czarownictwa jest moim zdaniem aż tak wielki, gdyż wymaga ono od swoich członków aktywnej postawy wobec świata, zaangażowania, kreatywności, nie narzucając przy tym żadnych dogmatów, ani też norm etycznych. Światopogląd konkretnej czarownicy zależy więc całkowicie od niej samej – jej inteligencji, wrażliwości i erudycji. Niemniej jednak dość powszechnie duży nacisk kładzie się na osobistą odpowiedzialność za podjęte działania, odwołując się często do zapożyczonego ze wschodnich religii pojęcia karmy.
Koweny czarownic – grupy, w których zbierają się żeby czarować i czcić swoich bogów zazwyczaj przypominają rodzinę. Rytuał inicjacji jest w tym przypadku rodzajem adopcji. Ponieważ współczesne czarownice zazwyczaj pochodzą z dużych miast, których mieszkańcy często borykają się z poczuciem alienacji być może owe bliskie więzi, które można nawiązać w kowenie dodatkowo podnoszą atrakcyjność czarownictwa w oczach potencjalnych wyznawców.
Paradoksalnie więc czarownictwo ma wiele cech, które czynią je idealną religią dla współczesnego człowieka – aktywnego, samodzielnego i niezależnego. Ponad to stanowi ono doskonałą odskocznię od otaczającej go rzeczywistości – z linearnego czasu świeckiego pozwala mu się przenieść w mityczny, religijny bezczas obowiązujący podczas rytuału. Poznaną, oswojoną, niejednokrotnie strywializowaną przestrzeń świecką czyni przestrzenią sakralną. Swoje rytuały odprawiają bowiem czarownice nie w specjalnie przeznaczonych do tego celu świątyniach, lecz we własnych domach, bądź na łonie natury. Współczesne czarownictwo dąży do zatarcia, na każdej niemal możliwej płaszczyźnie, dość wyraźnie wytyczonych w zachodniej kulturze granic pomiędzy sacrum a profanum. Cała natura jest według nich święta, podobnie jak czas jest spiralnym czasem sakralnym. Według czarownic współczesny człowiek nie musi też być wcale wyobcowany
z otaczającego go świata. Jest jego integralną częścią przez co może pozostawać w stałym, intymnym kontakcie z siłami przyrody: zwierzętami i roślinami. Traktuje je przy tym jako byty równorzędne, z którymi jest w stanie koegzystować w symbiozie – pomagając im oraz uzyskując pomoc od nich.
Czarownictwo więc wydaje mi się być odpowiedzią na bolączki współczesnego człowieka – samotność, poczucie wyobcowania, przesadny racjonalizm i pragmatyzm. Jednocześnie kultywując te cechy, które mają ogromne znaczenie dla poprawnego funkcjonowania w dzisiejszym społeczeństwie zachodnim.
Redakcja: Stella Yilduz