Loader Image

Potrzeba równowagi

Michael E. Berubé pisze:

Pomóż mi proszę to zrozumieć. Nie będąc wiccaninem, jestem ciekawy, dlaczego tak wielu wiccan w sieci upiera się przy twierdzeniu, że NIE są oni jakąś „słodką i świetlistą” religią FBNA [fluffy bunny new age/puchate króliczki new age]. Wiem, że chcecie być traktowani poważnie, ale czy postrzegasz wicca jako gorzki i mroczny (wstaw tu przeciwieństwo Disneylandu) typ religii? 

Idea, że dwa spolaryzowane przeciwieństwa, takie jak te, są jedynymi wyborami, sama w sobie jest bardzo niewiccańską logiką. Uważam, że jednym z kluczowych problemów w naszym społeczeństwie jest ogromny nacisk na to, co można nazwać wrogim lub konkurencyjnym dualizmem – wszystko jest postrzegane jako jasne lub ciemne, prawe lub niewłaściwe, dobre lub złe, itd.

Esencją wiccańskiej filozofii jest holistyczny lub komplementarny dualizm, w którym przeciwieństwa są w dynamicznej równowadze, a nie statycznie zamknięte w sprzeczności. Symbolika Jednego Boga – Jednej Bogini, której tak bardzo nie lubią CR [celtyccy rekonstruktorzy], jest tego wyrazem. Zamiast chrześcijańskiego paradygmatu dwóch bóstw walczących o los ludzkości (zwycięzca bierze wszystko), mamy dwa bóstwa połączone w unii i równowadze, a to połączenie rodzi pełnię. W pewnym sensie dwoistość Wicca jest bardziej triadą – dwa bieguny, połączone ze sobą, przynoszą trzecią rzecz, która jest większa niż suma jej części.

Przedstawienie wicca jako albo całkowicie świetlistej, albo zupełnie mrocznej, a tym samym stwierdzenie, że są to jedyne dwa charaktery, które może mieć religia, to jakby stracić z oczu możliwość zrozumienia czym ona w istocie jest! Na poziomie metafizycznym Bogini i Bóg reprezentują siły stwarzania i niszczenia, narodziny i śmierć, Erosa i Tanatosa. I w równowadze tych dwóch rzeczy toczy się całe ludzkie życie. Pewien artykuł, który ukazał się w pogańskim czasopiśmie The Blade & Chalice, które kiedyś wydawałam, powiedział wprost: „Czarownice czczą seks i śmierć”. Nie jest to stwierdzenie, które czyni dobry PR, ale przekazuje bardzo istotną prawdę o naszej religii.

Czy chciałabyś, aby inni, którzy nie znają pogaństwa (szczególnie wicca), patrzyli na ciebie przez ten pryzmat? 

Myślę, że próba nadmiernego wybielania naszej religii w celu złagodzenia negatywnych wyobrażeń wynikających ze słowa „czarownictwo” w dużym stopniu doprowadziła nas do obecnej sytuacji, na którą narzekam.

Ze względu na fakt, że wicca jest przede wszystkim religią misteryjną, gdzie centralne nauczanie jest tradycyjnie przekazywane na poziomie inicjacyjnym, a nie ujawniane ogółowi społeczeństwa, większość wczesnych książek na temat wicca nie była praktycznymi podręcznikami, ale raczej pracami skierowanymi do ogółu nie wiccańskiego społeczeństwa, w celu zniszczenia stereotypów i poprawy naszego wizerunku. I co za tym idzie miały tendencję do (a) nie wchodzenia w głęboką kosmologię, teologię itd., ponieważ ci, którzy byliby naprawdę zainteresowani, mogli to wszystko odkryć, kiedy znaleźliby własne koweny i nauczycieli i (b) przesadzały, by podkreślić, że nie jesteśmy grupą psychopatów, zabijających dzieci („Nie jesteśmy tacy! Jesteśmy mili! Naprawdę mili! NAPRAWDĘ NAPRAWDĘ NAPRAWDĘ mili! Jesteśmy tak mili, że przy nas matka Bambi wygląda jak Baba Jaga! Jesteśmy tak mili, że przy nas Dinozaur Barney brzmi jak Denis Leary!”)

I wszystko było bardzo dobre i w porządku, ponieważ było to podejście konieczne w tamtym czasie. Problem pojawił się jednak wraz z niekontrolowaną popularnością wicca, czego, jak sądzę, wielu wczesnych pisarzy nie przewidziało. Nagle tysiące ludzi chciało zaangażować się w Rzemiosło, ale w większości przypadków nie miało dostępu do żadnego tradycyjnego kowenu. Tak więc zrobili to, co ja też zrobiłam pod koniec lat siedemdziesiątych, w tej samej sytuacji: zaczęłam praktykować samotnie lub z grupą równie niedoświadczonych przyjaciół, używając wszelkich skrawków rytuału, jakie mogliśmy znaleźć w książkach dostępnych w tamtym czasie.

Niektórym w końcu się poszczęściło i znaleźli drogę do istniejącej już społeczności wiccan, ale wielu innych po prostu kontynuowało pracę na wyczucie. Znalazła się duża liczba osób, którym było wystarczająco wygodnie praktykując tak jak robili to dotąd i nie mieli już większego zainteresowania znalezieniem tradycyjnego kowenu. Prawdopodobnie największym dobrodziejstwem dla tych improwizatorów była publikacja Tańca spirali, która zawierała znacznie bardziej szczegółowy materiał instruktażowy niż jakakolwiek książka o Rzemiośle do tej pory. A także była pierwszą, która przedstawiła samoinicjację i samokształcenie się jako normę, a nie sposób na to, co robić zanim znajdziesz prawdziwego nauczyciela lub kowen. Żeby być uczciwą, Taniec spirali zawierał również o wiele bardziej dogłębną analizę filozoficznych i teologicznych aspektów Rzemiosła niż większość książek jego pokolenia, a na pewno więcej niż większość eklektycznych książek o Rzemiośle przed i po nim. Ale sądząc po braku głębi, widocznym dzisiaj w większości eklektycznych pism wiccańskich, wydaje się że zbyt wielu ludzi  przeskoczyło tę wiedzę, aby przejść od razu do praktycznej części „jak to zrobić”.

Kiedy sprawy stały się naprawdę problematyczne, ci ludzie zaczęli publikować własne książki. I zaczęliśmy mieć teraz to, co teraz mamy: całe pokolenie niedoszłych wiccan, którzy nie tylko błądzą we mgle, ale praktycznie zinstytucjonalizowali błądzenie we mgle, jako Sposób W Jaki Się To Robi.

Mówi się często o różnych grupach, że kiedy zaczynasz wierzyć w swój własny PR, będziesz mieć kłopoty. A teraz mamy całe pokolenie ludzi, których koncepcja religii jest całkowicie lub prawie całkowicie oparta na wiccańskim PR z lat siedemdziesiątych XX wieku i ma wiele jego cech: wyraźny brak głębi, kładzenie przesadnego nacisku na dobro i bycie miłym oraz zupełna nieznajomość kluczowych nauk tradycyjnego wicca. Autorzy tego PR, doskonale znali wewnętrzne nauki, ale świadomie nie pisali o nich, aby podtrzymać swoje przysięgi i zachować tajemnicę dla wtajemniczonych. Ale w przypadku nowej generacji samozwańczych wiccan, po prostu nie są oni świadomi, że jest coś pod powierzchnią przedstawionych w tych wczesnych książkach treści.

Doszło do tego, że ci, którzy mają tradycyjną linię i trening, są teraz mniejszością w Rzemiośle. I chociaż możemy z całego serca życzyć sobie, aby Fluffy Bunnies (Puchate Króliczki) (TM) zaczęły nazywać siebie czymś innym i oddały nam naszą nazwę, prawdopodobnie jednak nie nastąpi to w najbliższym czasie. A my, którzy mamy tradycyjny trening i wierzymy w nauczanie Rzemiosła (w każdym razie jego części), publicznie musimy przejść po bardzo cienkiej linii między, z jednej strony, utrwalaniem tego naiwnego uproszczonego rozumienia wicca, które wciąż nas dręczy, a z drugiej strony, ujawnianiem zbyt wiele, co z kolei może wiązać się albo z jawnym złamaniem przysięgi, albo po prostu zubożeniem doświadczeń inicjacyjnych poprzez ujawnianie zbyt dużo, zbyt wcześnie.

Słodycz i światło to pojęcie względne. Moje poglądy zawsze były takie, że możesz się uszczęśliwiać, albo możesz się unieszczęśliwiać, ilość pracy jest taka sama i co wybierzesz zależy od ciebie. Co o tym myślisz?

Nie sądzę, żebym kiedykolwiek znała kogoś, kto byłby całkowicie szczęśliwy lub całkowicie nieszczęśliwy. Podobnie jak w większości rzeczy, równowaga jest tutaj kluczowa: ktoś, kto ma całkowicie spokojne i szczęśliwe życie, nie miałby okazji rozwinąć się w kwestii mądrości lub wewnętrznej siły, podczas gdy ktoś, kogo życie było całkowicie nieszczęśliwe, byłby najprawdopodobniej popaprańcem pierwszej klasy. To uczenie się kroków niekończącego się tańca stwarzania i niszczenia, radości i smutku, przyjemności i bólu, pozwala nam uczyć się z życia i przeżywać
je w pełni.

Déithe duit,

Liath Cadhóit

(a.k.a Lynna Landstreet)

 

Tłumaczenie: Velkan

Redakcja: Zuzanna